sobota, 17 maja 2014

Rozdział pięćdziesiąty piąty

(z perspektywy Belli)
 - Wszystko w porządku, Bells?- spytał Charlie, kiedy jechaliśmy do Blacków.
 Niestety nie mogłam radośnie odpowiedzieć: "OK!". Bo wcale tak nie było. Moje nastoletnie problemy doszły do głosu.
 Może i głupi był powód mojego zmartwienia, ale jednak był. To do prawdy nie do pomyślenia, by jedna osoba mogła tak na nas działać! Jedno złe spojrzenie i twój dzień staje się równie mroczny jak jej oczy. Chociaż wolałabym to od tej szarej obojętności. Obojętności następującej po nawiązaniu tej elektryzującej więzi. Czy dla niego nic to nie znaczyło? Najwyraźniej nie, bo odjechał nie oglądając się za siebie. A mnie aż serce zabolało.
 Ale nie mogę ci tego powiedzieć. Nigdy te myśli nie przeistoczą się w słowa.
 - Tak, tato, wszystko OK.
 - Bardzo mi przykro, że wyciągnąłem cię od przyjaciół.
 Nawet nie wiesz jak mi przykro. Ale Jemu nie robiło to chyba różnicy.
 Zajechaliśmy na niewielki podjazd Blacków. Jake już tam stał i szczerzył się do nas. Rozchmurzyłam się nieco widząc jego promienny uśmiech. Dobiegł do nas w kilku krokach i otworzył drzwiczki po mojej stronie.
 - Cześć Bella. Fajnie, że przyszłaś.
 Zadarłam głowę by spojrzeć mu w twarz. Musiałam zmrużyć oczy, bo słońce niewiarygodnie jasno dziś świeciło. Pierwszy raz odkąd tu przyjechałam.
 Byłam pewna, że Charlie nas nie słyszy więc mogłam pozwolić sobie na trochę poufałości.
 - Będziesz miał okazję przedstawić mi tych tutejszych seksownych facetów.
 Jacob zaśmiał się przypominając sobie zapewne naszą ostatnią rozmowę.
 - Największego przystojniaka poznałaś.- Puścił do mnie oczko.
 Szturchnęłam go w ramię. Super się z nim gadało i był wspaniałym lekiem na moje duchowe boleści.
 Charlie spojrzał na nas ze zdziwieniem. Chyba nie spodziewał się takiej zażyłości po dzieciakach nie widujących się od kilku lat.
 - Billy mówił mi, że spotkaliście się na tej zabawie u Newtonów- zagadał jakby chciał usprawiedliwić sam sobie nasze zachowanie.
 - A owszem- odezwał się Jack.- Przypomnieliśmy sobie dawne czasy.
 - Cieszę się, że tak się dogadujecie- powiedział Charlie.I chyba naprawdę tak było
 Skierowaliśmy się do środka. Domek był niewielki zbudowany na planie prostokąta. Był tu Billy usadzony na wózku przed telewizorem, dwóch starszych chłopaków- jak później się dowiedziałam: Sam i Paul- i znajoma taty- Sue. Na stole stało wielki brązowe ciasto z powtykanymi w nie świeczkami.
 - Wszystkiego najlepszego solenizancie- Tata przywitał się z gospodarzem.
 - Wszystkiego najlepszego proszę pana- powtórzyłam po tacie, ale z mniejszą poufałością.
 - Mów mi po imieniu- odezwał się Billy basem. Jego głos przywoływał wspomnienia z dzieciństwa.- Kiedy byłaś miała zawsze tak do mnie mówiłaś.
 Uśmiechnęłam się nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
 Później wszyscy obecni obdarowali Billego prezentami. Ode mnie i taty dostał książkę o wędkarstwie i tartę szpinakowo-rybną. Musiałam powstrzymywać Charliego by nie zjadły jej w domu.
 Kiedy już wszyscy obiedli się ciastem, tartą i innymi przysmakami przygotowanymi przez Sue każdy rozszedł się do własnego kąta. Jacob i ja postanowiliśmy wybrać się na spacer. Wziął sobie za punkt honoru, by przekonać mnie do Rezerwatu. Miałam wrażenie, że chce abym odwiedzała to miejsce jak najczęściej.
 I jak narazie jego wysiłki się opłacały. Mimo mojej awersji do wilgoci bardzo mi się tu podobało. Poza tym słońce również robiło swoje. Mokry piasek błyszczał w jego promieniach a kolorowe kamienie pokryte solą mieniły się jakby były porozrzucanymi wszędzie diamentami. Schyliłam się  podniosłam jeden z brylancików. Lubiłam gromadzić wspomnienia. Miałam nawet w pokoju pudełko, w którym trzymałam wszystkie swoje skarby. Zgromadziłam pokaźną kolekcję wspomnień.
 - I co sądzisz o tym?- Jacob rozpostarł ręce bym wiedziała o jakim "tym'' mówi.
 - No muszę przyznać, że okolica robi spore wrażenie- przyznałam, bo nie mogłam się droczyć w tej sprawie. Było tu naprawdę ślicznie.
 - I jak skończyła się wczorajsza impreza?- zagadnął?
 Gdybyś tylko wiedział...
 - Pojechałam do Alice na nockę. A tata zadzwonił dziś rano i wylądowałam tutaj.- Musiałam się bardziej postarać by nie brzmiało to jak użalanie.
 - Próbowałaś wkręcić Cullenów na naszą imprezę?- zażartował.
 - Nie.
 - To dobrze. I tak by nie przyszli.
 - A to czemu?- Niespecjalnie go słuchałam. Szurałam specjalnie nogami, by usłyszeć szum piasku i tych ślicznych kamieni, które przypominały mi bardzo odgłos skrzypiącego żwiru, wszędzie obecnego w kochanym Phoenix.
 - Bo im nie wolno.
 - Jak to?- Podniosłam głowę tak gwałtownie, że aż mnie kark zabolał. Masując sobie szyję wwierciłam spojrzenie w Jacoba oczekując wyjaśnień.
 - W pewnym sensie to tajemnica- zaczął zadowolony, że przyciągnął moją uwagę. Najwyraźniej dopraszał się uwagi.
 - Proszę opowiedz. Obiecuję, że nikomu nie wygadam.
 - Wiesz nie jestem pewien czy w ogóle powinienem Ci o tym wspominać- odrzekł Jake. Zrobił się poważny.
 Zastanawiałam się jak tu wyciągnąć od niego sekret, kiedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wydawało się niegodziwe z mojej strony zabawianie się się uczuciami tak bliskiego kolegi, ale nie miałam wyboru.
 Dotknęłam ręki Jacoba i najmilszy głosem jaki potrafiłam z siebie dobyć powiedziałam:
 - Jacob, proszę, podziel się ze mną tym sekretem.
 Chłopa spojrzał na mnie zdziwiony i zabrał rękę. Mogłam być pewna, że go nie uraziłam, bo jego różowe policzki mówiły co innego. Co chwilę spoglądał w moją stronę.
 - No, skoro dochowasz tajemnicy- zerknął na mnie ponownie.
 Pokiwałam gorliwie głową. - Obiecuję.
 - W porządku- zgodził się.
 Doszliśmy to miejsca, w którym las stykał się z plażą a na samy brzegu leżało wiele wielkich kamieni. Ciekawe skąd się tam wzięły? Jacob przycupnął na jednym z nich i zapatrzył się w horyzont. Poszłam za jego śladem, sprawdzając jednak czy powierzchnia kamienia nie jest mokra. Przycupnęłam ostrożnie na brzegu kamienia.
 Kiedy Jacob zaczął w końcu opowiadać cały czas wpatrywałam się w jego twarz, ani razu mu nie przerywając. W ogóle się nie ruszałam. Nie zareagowałam a żaden sposób, bo i tak nie wiedziałam co zrobić. Czułam jednocześnie pustkę, ale i w pewnym sensie spełnienie, jakby wszystko stało się jasne. Tylko mój umysł nie chciał do końca się z tym zgodzić i na znak protestu wyłączył się z udziału w ruszanie moimi członkami.
 Tak więc gdy Jack skończył swoją sprzeczną w skutkach historię dalej siedziałam w bezruchu czekając aż mój mózg upora się z szokiem i przywróci mi władzę nad ciałem.
 Jacob pierwszy raz po podjęciu opowieści spojrzał się na mnie z szerokim uśmiechem oczekując podziękowań. Kiedy tylko zauważył, że nie reaguję zaniepokoił się.
 - Bello, w porządku? Aż tak Cię przestraszyłem?
 Nie odpowiedziałam.
 - Bello?- Dotknął mojego ramienia.
 Troska w jego głosie albo dotyk sprawił, że wróciłam do swojego ciała. Chrząknęłam.
 - T-tak, w porządku.
 - Przestraszyłem Cię?
 - Nie, po prostu się zamyśliłam. Wracajmy już, dobrze?
 Nie czekając na jego reakcje wstałam i skierowałam się tam skąd przybyliśmy. Jacob dobiegł do mnie. Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu.
 Dotarłszy na miejsce zauważyłam, że z gości został już tylko Charlie a i on szykował się do drogi. W sam czas. Pożegnałam się z Billym, pomachałam Jacobowi na pożegnanie i już byliśmy w drodze powrotnej do domu.
 - I jak Bello, dobrze się bawiłaś?- spytał Charlie.
 Tak, wyśmienicie. Dowiedziałam się rzeczy, która była zbyta absurdalna w swej prawdzie by ją przetrawić. Ale czy komuś przeszkadza w zabawie to, że obiekt jego uczucia jest wampirem?
 - Tak, tato, było świetnie.

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział pięćdziesiąty czwarty

(z perspektywy Edwarda)

 Od ośmiu godzin byłem najszczęśliwszą osobą na świecie. Powszechnie wiadomo, by być szczęśliwym, trzeba porzucić wszystkie koszmarne mary, które mogą stawać na drodze do zadowolenia, a cieszyć się tym co się ma przy sobie. Tak więc przez te kilka godzin zapomniałem, że jestem wampirem a dziewczyna wtulona w moje ramiona- człowiekiem. Że nie mam prawa pałać do niej tym rodzajem uczuć. Że wręcz powinienem odtrącać ją od siebie, utrzymywać jak najdalej dla jej bezpieczeństwa. Ale zamiast tego przytuliłem ją jeszcze bliżej siebie, by poczuć to ciepło tuż przy sobie. By poczuć się bardziej ludzkim.
 Chłonąłem wszystkie dostępne wrażenia. Aksamitność jej skóry. Miękkość jej włosów. Zapach truskawkowego szamponu. Próbowałem jedynie nie skupiać się na zapachu jej skóry. Chciałem czuć się jak najbardziej ludzki jak to tylko możliwe. A żądza krwi, którą starałem się utrzymać w ryzach niestety w tym nie pomagała.
 Bella w tym czasie najwyraźniej się budziła. Poruszyła się, zaczęła inaczej oddychać. Pogłaskałem ją po włosach, pragnąc tego najbardziej na świecie. Robiłem to zapewne po raz ostatni. Jeszcze na moment, wyczuwając moją pieszczotę, przytuliła się do mnie z ufnością małego dziecka. Tak bardzo chciałem zatrzymać ten czas.
 W końcu jednak rozbudziła się już na amen i zdawszy sobie sprawę, że leży w ramionach faceta, którego niedawno poznała zakotłowała się w pościeli i odsunęła się na drugi koniec łóżka. Nie ruszałem się, żeby jej nie wystraszyć. Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi czekoladowymi oczami zapewne próbując ogarnąć jakoś całą tą sytuację.
 - Dzień dobry- odezwałem się jako pierwszy.
 - Dobry- odpowiedziała schrypniętym głosem. Odchrząknęła.- Chyba powinnam pójść do łazienki.
 Z racji, że łóżko stało przy ścianie, a Bella leżała od tamtej strony, musiała wstać i nade mną przejść.Prześlizgnęła się, oczywiście prawie się wywracając. Uśmiechnąłem się. Byłoby ciekawie gdyby spadła na mnie. Chociaż nie dla niej.
 Uśmiech zszedł z mojej twarzy. Znowu powróciły moje koszmary. Dziś jest dzień w którym trzeba stanąć twarzą z problemem. Te ostatnie nocne chwile szczęścia były jednocześnie piękne i koszmarne. Piękne było to, że doznałem tak cudownego uczucia, ale koszmarem okazała się świadomość co stracę chcą zachować Bellę bezpieczną.
 Podniosłem się z tą przykrą świadomością. Omijając wzrokiem lustro ubrałem się w pierwsze lepsze dżinsy i sweter. Zszedłem na dół. Emily nie było. Zdążyłem już zauważyć obecność Gabriela w okolicy. Reszta też wiedziała, więc nie obawialiśmy się, że Emi nie wraca. Na pewno mieli sobie wiele do ehkm... powiedzenia.
Poczułem przypływ zazdrości. Oni byli szczęśliwie zakochani, a mi nie było to pisane. Bardzo możliwe, że sobie na to zasłużyłem. Przez moje zbrodnie z przeszłości.
 Alice z Bellą zeszły na dół i dołączyły do mnie przy stole. Natychmiast pojawiła się Esme.
 - Masz ochotę na śniadanie, Bello?- Esme starała się, żeby Bella czuła się jak najbardziej komfortowo. Bynajmniej nie wychodziło jej to. Nie lubiła być w centrum uwagi.
 - A wy nie jecie?- spytała rozglądając się po nienagannie czystej kuchni, po której nie było widać żadnego śladu używania.
 - Już zjedliśmy.- odpowiedziała Esme, co nie było kłamstwem, bo z samego rana wyruszyli na łowy..- Przygotuję Ci może kanapki.
 Ze swojego gabinetu wyszedł Carlisle. Od dawna chciał poznać Bellę.
 - Miło mi w końcu zobaczyć Cię na żywo, Bello.
 Bella odsunęła krzesło kawałek i uścisnęła wyciągnięta dłoń Carlisle'a. Byłem ciekawy dlaczego nie wzdryga się wyczuwając chłód jego dłoni. Na pewno to wyczuwała. Może się przyzwyczaiła i już jej to nie przeszkadza.
 Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić swoje urojone marzenia z głowy. To byłoby niedopuszczalne.
 - Mi też jest miło.
 Carlisle usiadł po mojej prawej stronie- U szczytu stołu. Obserwując Belle wziął głęboki oddech i zwrócił się do mnie z wyrozumieniem na twarzy. Mianowicie wczoraj zwierzyłem się mu z mojego uzależnienia nie tylko osobą Belli, ale zapachem jej krwi. W umyśle Carlisle'a wyczytałem jakie z kolei na nim ona zrobiła wrażenie. Było to niemalże nic w porównaniu do mojej żądzy.
 - Chyba musimy poważnie porozmawiać.- Carlisle skrzyżował dłonie na stole.
 Nikt się nie odezwał. Słychać było tylko krzątającą się Esme, ale wiedziałem, że jej myśli są skupione na rozmowie toczącej się przy stole.
 - Myślałam, że będę rozmawiała z Edwardem.- Bella spojrzała na mnie niepewnie.
 Zwróciłem się z niemym pytaniem do Carlisle'a.
 Dasz radę?, zabrzmiało mi w głowie. Skinąłem nieznacznie głową.
 - Chodź, Bello, przejdziemy się.
 Podniosłem się z krzesła, a Bella poszła w moje ślady. Odwróciłem się by spojrzeć na członków rodziny i mój wzrok zatrzymał się na nietkniętym talerzu z  kanapkami.

(Bella)

 Zaszliśmy już chyba z kilometr w głąb lasu. Szłam nieco z tyłu widząc jedynie kawałek profilu Edwarda. Szczękę miał zaciśniętą a dłonie zwinięte w pięści. W końcu odważyłam się odezwać:
 - To miał być spacer, a nie wycieczka. Mieliśmy porozmawiać.
 Powolnym ruchem odwrócił się w moją stronę, a kiedy ujrzałam jego twarz w pełni zaschło mi w gardle. Starał się ukryć swoje emocje, ale jego oczy wyrażały wszystko co czuł. Było tam tyle bólu i smutku, że pragnęłam do niego podbiec i ukoić te cierpienia.
 - Chciałbym móc powiedzieć, że żałuje, że tu przyjechałaś. Ze względu na niebezpieczeństwo.- Zamilkł i spojrzał mi w oczy.- Ale nie mogę, bo od kiedy jesteś wszystko jest inne. Lepsze- dodał i zwiesił ramiona.
 Patrzył na mnie tak błagalnym wzrokiem jakby prosił o przebaczenie popełnienia jakiegoś okropnego czynu. Nie wiem, co miałabym mu wybaczyć, ale nie zastanawiałabym się ani sekundy. A biorąc pod uwagę tyle co dla mnie zrobił byłam jego ogromną dłużniczką. I ta wczorajsza noc... to poczucie bezpieczeństwa, które wtedy było tak namacalne, takie cudowne.
 Zbliżyłam się do niego o rok; o dwa, pragnąc powiedzieć coś wzniosłego wartego tej chwili. Ale zamiast tego zadzwoniła moja komórka.
 Ogromnie zła, że przerwano mi w takim momencie, wysupłała ją z odmętów kieszeni i odebrałam.
 - Bella?- zabrzmiał w moim uchu głos Charliego.- Jesteś zajęta?
 Tak bardzo chciałam krzyknąć: "Tak, i to cholernie" i się rozłączyć, ale zamiast tego wzięłam głęboki oddech.
 - O co chodzi?
 - Przepraszam, że dopiero teraz Ci o tym mówię, miałem to zrobić wcześniej- Charlie był nadzwyczajnie podekscytowany- ale kompletnie zapomniałem.- Zamilknął by odetchnąć, bo cały czas trajkotał jak kataryna i mało się nie zapowietrzył.
 - Chodzi o to, że dziś są urodziny Billego Blacka, no wiesz, ojca Jacoba, od którego odkupiłem twoją furgonetkę. Obiecałem mu, że przyjdziesz ze mną. Dałabyś rade?
 Nie dało się nie zauważyć, że Charliemu na tym zależało. Niestety nie mogłabym go porzucić na rzecz Edwarda, choć perspektywa była kusząca. Westchnęłam.
 - W porządku. Zaraz będę.- Rozłączyłam się.
 - Tata?- zgadł Edward. Podczas mojej rozmowy zdąży się pozbierać i ukryć swoje emocje za wyćwiczoną maską.
 - Tak. Chyba muszę wracać.- Musiał usłyszeć smutek w moim głosie, ale nie chciałam tego ukrywać.
 - Odprowadzę Cię- skierował się w stronę z której przyszliśmy.
 - Ale...- chciałam zaprotestować
 - Nie bój się. Obiecałem, że dziś porozmawiamy i dotrzymam słowa.- Uśmiechnął się, ale nie był to prawdziwy uśmiech. Jego oczy cały czas sprawiały wrażenia martwych.
 - Chodźmy.- Odwrócił się nie spoglądając już na mnie i ruszył w stronę domu.
 Nie wiedziałam co mogłabym zrobić poza podążeniem za nim. Niestety.

czwartek, 6 lutego 2014

Kontakt


Kilka osób prosiło mnie o jakiś dostęp do mnie. Coś ode mnie. Tak więc daję do waszej dyspozycji:

http://ask.fm/AaaniaBaania Mojego aska
http://betterthanyever.blogspot.com/ Blog o mnie

Co z tym zrobicie... to już dla was. ;)

środa, 5 lutego 2014

LIEBSTER AWARDS.


Pierwsze słyszę, ale głupio było by to lekceważyć skoro może pomóc, nie?
Zostałam nominowana przez Alice Spencer. Dziękuję Ci kochana za uznanie ;*

Po otrzymaniu nagrody trzeba odpowiedzieć na 11 pytań od nominowanej osoby i zadać tyle samo pytań osobie, którą się nominuje.

Moje pytania i odpowiedzi:
1. Dlaczego zaczęłaś prowadzać bloga?
Odp: Zawsze kiedy czytałam książki coś było nie tak. Nie podobały mi się niektóre zakończenia bądź fragmenty. Chciałam sama decydować jak potoczą się losy bohaterów.

2. Co byś zrobiła gdybyś miała możliwość bycia facetem przez jeden dzień?
O: Spróbowałabym sztuki porywu w męskiej wersji.

3. To twój pechowy numerek?
O: Szczęśliwy. Od wielu lat mój numer w dzienniku.

4. Kiedy zaczęła się twoja przygoda z blogowaniem?
O: Pod koniec roku 2011

5. Masz możliwość zmieniać świat. Co robisz?
O: Sprawiam, że każdemu zależy na dobrze innych. Dzięki temu każdy będzie szczęśliwy.

6.  Jaki masz pogląd o każe śmierci?
O: Taka decyzja nie powinna zależeć od ludzi.

7. Jaki program oglądałaś w dzieciństwie.
O: Nadal oglądam te programy. Np: gumisie

8. Co sądzisz o moi blogu?
O: Bardzo mi się podoba. Masz bardzo dobry styl pisania.

9. Czego najbardziej nienawidzisz?
O: Szydzenia z ludzi.

10.  Jakim ludziom nie wolno ufać?
O: Którym nie zależy na twoim zaufaniu.

11. Pamiętasz jeszcze model swojego starego telefonu?
O: Wiem, że to był samsung wysuwany.

Moje pytania:

1.  Co lubisz robić w wolnym czasie?
2. Jakie są twoje wymarzone wakacje?
3. Co jest dla ciebie inspirujące?
4. Jak chciałbyś mieć na imię gdybyś był innej płci?
5. Twoja ulubiona muzyka?
6. Jakie są twoje lęki?
7. Co jest dla ciebie najważniejszą rzeczą na świecie?
8. Twoja ulubiona pora roku i dlaczego?
9. Dlaczego prowadzisz swojego bloga?
10. Wolisz dzień czy noc?
11. Ile godzin poświęcasz na sen?

Nominuję:



wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział pięćdziesiąty trzeci

(z perspektywy Edwarda)

- Masz ochotę na coś do picia albo do jedzenia?- Esme skakała nad Bellą starając się pokazać się z najlepszej strony. Dopytywała się o potrzeby Belli już od jakiegoś czasu. Wiedziała jak ważna jest dla mnie i mojego rodzeństwa, więc stała się ważna także dla niej.
 - Nie, bardzo dziękuję- Bella siedziała na krześle w jadalnie, obserwując krzątającą się po kuchni Esme, która mimo jej słów zaczęła przygotowywać posiłek.- Alice, powiesz mi skąd mam wziąć piżamę i kosmetyki?- zwróciła się do koleżanki, która siedziała na krześle obok.
 - Nie martw się pożyczę ci coś.- Przyjrzała się jej dokładnie.- Jesteś zmęczona. Chcesz iść pod prysznic?
 Kiwnęła głową. Na pewno chciała to zrobić już wcześniej, ale nie chciała być nieuprzejma i przerywać gospodyni.
 Alice poprowadziła Bellę na górę, a ja oczywiście udałem się za nimi niczym ochroniarz Weszły do łazienki i zatrzasnęły mi drzwi przed nosem. No dobra, może przesadzałem, ale miałem swoje powody. Powinienem był przewidzieć to co się stało. To wszystko moja wina. Dobra, nie ma co się nad sobą użalać. Trzeba działać.
 Z mocnym postanowieniem sprawowania pieczy nad bezpieczeństwem Belli udałem się do swojego pokoju. Skoro Bella jest tutaj trzeba udawać, że my również będziemy spać. Tak więc muszę się przebrać. Ściągnąłem ubranie i założyłem na siebie pierwszy T-shirt, który wpadł mi w ręce i bokserki.
 Poczułem rosnącą ekscytację z powodu obecności Belli. Zdałem sobie sprawę, że będzie musiała spać u mnie. Jedyne osoby, które w tym domu poza mną miały łóżko były nieobecne. Emily gdzieś przepadła, Rosalie z Emmetem wybrali się na weekendowe polowanie, a pozostali w swoich pokojach mieli kanapy lub kanapo podobne siedzenia. Tak więc wynik jest prosty.
 Niecierpliwiłem się kiedy Bella tutaj przyjdzie więc troszkę po podsłuchiwałem dziewczyny:
 - Nie założę tego Alice. - mówiła zdecydowanie Bella.
 - No ale dlaczego nie?- głos Alice brzmiał bardzo płaczliwie.
 - Spójrz tylko ile to odsłania! To bluzka a nie koszula nocna.
 - Nie przesadzaj. To tak ma wyglądać
 O, czyżby Alice próbowała wcisnąć Belle w jedną z tych malutkich jedwabnych koronek? Coś takiego warto by zobaczyć. Moja wyobraźnia była aż nadto rozhuśtana...
 Ktoś zapukał do drzwi. Alice.
 - Pożycz Belli jakąś koszulkę.- powiedziała kiedy otworzyłem.- Wyobraź sobie, że nie chce założyć nic mojego!- wydawała się załamana.
 Zachichotałem.
 - Bo ona, droga siostrzyczko ma styl.
 Pokazała mi język jak małe dziecko.
- Wiesz, że będzie musiała spać u ciebie?
 Starłem się zachować powagę. Choćby dlatego, że jej zapach wciąż stanowił ciężka przeszkodę. Oczywiście cały czas monitorowałem myśli Jaspera by mieć pewność, że Belli nic nie grozi z jego strony. 
 - Nie widzę innej opcji.
 Alice przyjrzała mi się z błyskiem w oku.
 - Mogłaby też spać na sofie.
 Wypchnąłem ją z pokoju.
 - Idź ty lepiej pomóż Belli.
Usiadłem na łóżku, zastanawiając się jak to wszystko rozegrać. Alice i Jasper, a nawet Esme podejrzewała, że dziś będzie trzeba coś wyjaśnić. Bella po raz drugi- jeżeli nie setny- zobaczyła moje niecodzienne zachowania. Bo powiedzmy sobie szczerze: Kto normalny porusza się tak szybko i rzuca kimś na kilka metrów? Nawet ktoś z mniejszą spostrzegawczością od Belli zauważyłby, że coś nie gra. Pytanie tylko co jej powiedzieć...
 Ktoś nieśmiało zapukał. Spojrzałem w tamtą stronę i zamarłem. W drzwiach stała Bella ubrana w mój niebieski T-shirt i spodenki pożyczone od Alice. Moją pierwszą myślą było: Nigdy nie widziałem czegoś piękniejszego. Jest uosobieniem anioła- lśniąca zdrowa skóra, błyszczące czekoladowe oczy i lekko kręcone ciemnobrązowe włosy do połowy pleców. Po prostu nie mogłem oderwać od niej wzroku.
 - Alice powiedziała mi, że mam spać u ciebie. Mogę spać na kanapie jeżeli wolisz spać na łóżku- odezwała się cicho.
 - Nie ma takiej potrzeby- poklepałem zapraszająco miejsce obok siebie.
 Nieśmiało dołączyła do mnie zachowując jednak dystans. Siedziałem cicho modląc się w myślach, że jednak nie będę musiał odpowiadać na pytania, które tak bardzo zraziłyby ją do mnie.
 - Chyba musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii- odezwała się jednak.
 Westchnąłem głęboko. Tak jak to wzdychają starzy udręczeni ludzie.
 - Chyba muszę- przyznałem.- Okej miejmy to już za sobą.
 - Gdzie i po co wyszedłeś kiedy mnie zostawiłeś?
 Tego pytania się nie spodziewałem.
 - Niestety na to nie mogę ci odpowiedzieć.- powiedziałem szczerze.
 I tak było. Bo ta sprawa nie dotyczyła tylko mnie. Mianowicie wyszedłem na dwór z alfą sfory- Samem Ulejem by przedyskutować kwestie terytorium. Byłem pewny, że wilkołaki nie mają prawa przebywać w tamtym miejscu, ale okazało się jednak inaczej. Oczywiście nie mogłem powiedzieć tego wszystkiego Belli.
 - Okej- nie była zadowolona, ale dała spokój.- W takim razie, powiedz kim ty dokładnie jesteś?
 O, to pytanie to już konkret. Powinna zapytać: "czym" jesteś?
 Tak, przygotowywałem się na coś takiego, ale mimo to nie chciałem dzielić się z nią tymi mrocznymi sekretami. Chciałem, żeby jeszcze ze mną została, a kiedy bym jej zapoznał z moją tajemnicą pewnie uciekłaby z miejsca, w tej piżamie.
 - Czy mógłbym cię prosić, aby nie odpowiadać na to pytanie?- wyrzuciłem szybko z siebie. Już otwierała usta by coś powiedzieć, ale dodałem:- Obiecuję, że wszystko Ci powiem, ale nie teraz dobrze?- Tak, wiedziałem, że w końcu to nastąpi.
 Zastanowiła się nie spuszczając mnie z oczu. Próbowałem wymusić to na niej spojrzeniem, tak jak udało mi się wcześniej. Swoją drogą to interesująca umiejętność.
 Skinęła głową.
 - Później- zgodziła się.
 Wstałem by z rozsuwanej szafy wyciągnąć materac. Ułożyłem go tuż przy łóżku, chcąc znaleźć się jak najbliżej mojego anioła. Zgasiłem światło. Leżałem na plecach wsłuchując się w jej oddech wyobrażając sobie jak leżę obok niej na łóżku i głaszczę po jej gęstych włosach. A ona powoli zasypia w moich ramionach...
 - Śpisz?- dobiegło mnie z góry.
Prawie się zaśmiałem. Sen akurat mi nie groził.
 - Nie- odpowiedziałem szeptem.
 - Wiesz, nie mogę zasnąć. Kiedy zamykam oczy widzę Tyler i boję się, że...- głos jej zadrżał.
 Niemal zerwałem się by ją pocieszyć.
 - Obiecałem Ci, że nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić.- Głos również mi zadrżał, ale ze wściekłości. Zajmę się tym śmieciem.
 - Położysz się obok mnie- usłyszałem jej nieśmiały szept.
 Sparaliżowało mnie.Czułem jak się boi zasnąć sama.Zresztą zrobiłbym dla niej wszystko.
 Podniosłem się szybko nie czekając, aż się rozmyśli i położyłem się do niej. Na tę chwilę wszystko co nas ograniczało zniknęło. Zapomniałem, że jestem wampirem a ona człowiekiem. Że taki związek nie miał wiele szans do przeżycia. Ona przysunęła się do mnie a ja do niej. Otworzyłem ramiona a ona wtuliła się we mnie z ufnością małego dziecka. Po chwili już spała.
 Wszystkie głosy jakby ucichły, gdy skupiłem się na równomiernym biciu jej serca.

Rozdział pięćdziesiąty drugi

 (z perspektywy Belli)

 Nie wiem jak długo siedziałam odurzona wspomnieniem Edwarda, ale w końcu wstałam z kanapy. Zdałam sobie sprawę, że zgodzenie się na siedzenie tutaj do jego powrotu było idiotyczne. Kim on jest? Moim ochroniarzem. Przecież jeśli się stąd ruszę to nikt mnie nie napadnie. Poza tym, pilna potrzeba wzywała mnie do łazienki.

 Wyszłam z salonu by się rozejrzeć za Edwardem i przy okazji jego rodzeństwem. Niestety dalej w pokoju pełnym ludzi nie mogłam nikogo rozróżnić. No trudno. Ruszyłam korytarzem w poszukiwaniu łazienki. Otwierałam każdy pokój po kolei. Ostatnie pomieszczenie na rogu zamknęłam z płonącymi policzkami. Jak widać Mike znalazł nową ofiarę w postaci Jessicy Stanley. A przynajmniej tak sądzę skoro się obmacują.
 Skręciłam za róg i zatrzymałam się gwałtownie. Na końcu korytarza stał, a raczej chwiał się Tyler ze swoimi obleśnymi kolegami. Natychmiast mnie dostrzegł.
 - O! Moja kochana Bella też tu jest!- wykrzyknął niby zdziwiony choć widział mnie niemal po samym przyjściu na imprezę.- Właśnie o tobie myślałem- Oderwał się od ściany i zbliżał się do mnie pijackim krokiem. Cofnęłam się nie spuszczając go z oczu - Myślałem o tym jak bardzo mi ciebie brakuję. Twojego miękkiego ciałka- oblizał się lubieżnie po ustach.
 Nie wytrzymałam. Odwróciłam się by uciec, ale niespodziewanie Tyler skoczył ku mnie, jakby w ogóle nie był pijany i przyparł mnie do ściany swoim ciałem. Cuchnął potem i alkoholem. Próbowałam się wyrwać by pozbyć się tego koszmaru raz na zawsze, ale była za słaba. Ściskał mnie zbyt mocno i zaczynało mi brakować powietrza.
 - I co teraz, maleńka?- zaśmiał się dotykając nosem moich włosów.- Powtórka z rozrywki.
 W tym momencie przeżyłam deja vu. Jakaś potężna siła oderwała ciało Tyler od mojego i mogłam zacząć oddychać. Patrzyłam jak Edward odrzuca Tylera aż do samego końca korytarza. Niespodziewanie pojawił się Jasper i Alice. Alice podbiegła do mnie i pomogła mi wstać. Jasper przetrzymał Edwarda w miejscu. Był rozwścieczony. To znaczy Edward był rozwścieczony. Próbował się wyrwać, ale Jasper mocno go trzymał.
Zerknęłam na Tyler. Chyba stracił przytomność bo leżał nie ruszając się pod ścianą.
 - Wszystko będzie dobrze Bello- powiedziała do mnie Alice- Zawieziemy cię do domu, dobrze?
 - Nie- warknął Edward- Jedziemy do nas.- Wyrwał się Jasperowi i podszedł do mnie. Dotknął mojego policzka i zajrzał głęboko w oczy. Na moment stał się delikatny
 - Nic ci nie jest?- spytał. Pokręciłam zdecydowanie głową. Z powrotem zmienił się we wściekłego.- Dlaczego nie zostałaś na dole, jak cie prosiłem?
 Wyrwałam mu się.
 - Nie jestem małym dzieckiem.
 - Jesteś na tyle dorosła by dać się zgwałcić?-napadł na mnie.
 Wytrzymałam jego spojrzenie nic nie mówiąc. Nie rozumiem co się z nim działo. Raz był delikatny i czuły a raz niemiłosiernie rozwścieczony. Nie mówiąc o jego zdolnościach. Jak to jest że pojawia się tak niepodziewanie a potem ciska kimś na kilka metrów? Chyba jeszcze się nie pozbierałam.
 - Idziemy- zarządził Edward i ruszył w stronę schodów. Poszliśmy za nim.
 - A co z tamtymi dwoma?- spytał Jasper mając pewnie na myśli kolegów Tylera. Jak zwykle zmyli się.
 - Nie będą tego pamiętać kiedy alkohol skończy ich zasilać- odpowiedziała mu Alice.
 Dotarliśmy do samochodu. Edward prowadził, a ja z Alice usiadłyśmy z tyłu.
 - Zadzwoń do taty i powiedz mu, że będziesz dziś nocowała u mnie- zwróciła się do mnie Alice.
 Wyciągnęłam komórkę z torebki i wykręciłam numer Charliego. Odebrał po drugim sygnale jakby mnie wyczekiwał.
 - Tak, Bello, wszystko w porządku?- wyrzucił z siebie.
 - Tak, tato, okej. Chciałam się zapytać czy mogę nocować u Alice?- Tata zdążył już ją poznać. Uważał że jest urocza. Tak powiedział.
 - Alice? Och, tak oczywiście. Tylko uważaj na siebie, dobrze?- Słyszałam w jego głosi troskę.  Ścisnęło mnie w gardle. Tak bardzo go kocham.
 - Obiecuje.- Rozłączyłam się.
 Opadłam na oparcie wymęczona.
 - Nie martw się- powiedział tym razem niespodziewanie delikatnie. Patrzył na mnie w lusterku wstecznym.- Obiecuję, że więcej nie pozwolę Cię skrzywdzić.
 - Wierzę Ci.
 I na prawdę tak było. Pomimo całego tego chaosu i pytań na które nie znałam odpowiedzi wiedziałam, że z nim będę bezpieczna.

Rozdział pięćdziesiąty pierwszy czyli in the previous episode

(z perspektywy Belli)

 Kręciłam się bez większego sensu po kuchni. Całym domem trzęsło od wibracji puszczanej muzyki. Ciekawe czy sąsiedzi wezwą policje. Pewnie tak. Może przyjedzie nawet Charlie.
 Skrzywiłam się. Wszystko byłoby lepsze od tego porzucenia wśród nieznanych pijanych ludzi. Ale reszta najwyraźniej miała co robić. Emily wyszła na zewnątrz by "zaczerpnąć świeżego powietrza bo w tym domu jest zdecydowanie za duszno" niemal od razu po przyjściu na imprezę. Alice i Jasper pół godziny temu poszli zatańczyć i od tego czasu ich nie widziałam.
 Tymczasem zaszyłam się w kuchni by uniknąć ponownego spotkania z Mikiem. Dwa razy go spławiłam kiedy chciał mnie wyciągnąć na parkiet. Bałam się, że po raz trzeci już mi się to nie uda.Gdzie jesteś Edwardzie?- posłałam nieme pytanie w przestrzeń mając nadzieję, że usłyszy mnie telepatycznie.
 - Cześć.
 Odwróciłam się szybko ucieszona, że moja prośba została spełniona, ale uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy. To nie był Edward.
 Stał przede mną wysoki ciemnoskóry mężczyzna z dosyć rozwiniętą muskulaturą. Chłopiec, poprawiłam się dostrzegając delikatne rysy twarzy. Miał wydatne kości policzkowe okolone kruczymi długimi włosami.
 Przyjazny uśmiech zniknął również i u niego, bo zapewne dostrzegł moje rozczarowanie. Cofnął się o krok i uniósł ręce do góry.
 - Przepraszam, chciałem się tylko przywitać.
 Miał bardzo przyjemny głos. Wyciągnął dłoń w moją stronę.
 - Bella Swan, prawda? Jestem Jacob Black.
 - Black?- powtórzyłam. Słyszałam już gdzieś to nazwisko.- Czy nasi ojcowie się...?
 - Przyjaźnią? Tak- Opuścił dłoń.- Właściwie to my też. To znaczy, znaliśmy się kiedy byliśmy dziećmi.
 - Na prawdę?- za chiny nie przypominałam sobie nic takiego.
 - Na prawdę. Pamiętam to o zawsze cieszyłem się kiedy przychodziłaś...- urwał i spuścił wzrok. Nie byłam pewna, ale wydało mi się, że pod tą ciemną skórą dostrzegam rumieniec. Jak słodko.
 W tym czasie jakaś dziewczyna z chłopakiem weszli do kuchni i z lodówki wyjęli piwo.
 - To, jak ci się podoba w Forks Bello?
 - Cóż- powstrzymałam się od przewrócenia oczami słysząc po raz enty to samo pytanie.- Daje się wytrzymać.
 Indianin uśmiechną się szeroko.
 - Przypuszczam, że nie byłaś jeszcze na plaży w rezerwacie?- Pokręciłam głową.- Gdybyś tam pojechała zakochałabyś się w tym miejscu. Okolica jest piękna a zamieszkują ja najseksowniejsi faceci na świecie.
Roześmiałam się na te bezczelne sugestie.
 - Przypuszczam, że tam nie mieszkasz.
 Jacob zmarszczył brwi.
- Skąd taki pomysł?
 - Bo słyszałam, że tam mieszkają wyłącznie najseksowniejsi faceci na świecie.
 Jacob złapał się za pierś w odpowiedzi na niewidzialny cios, który mu zadałam.
 - Jak mogłaś Bello?- wykrzyknął z udawanym wyrzutem.- Teraz moje życie nigdy nie będzie tak wspaniałe jak wtedy kiedy myślałem, że byłem seksowny.
 Tak się zaśmiewałam, że przewróciłam przy tym szklankę z blatu.Na szczęście się nie potłukła.
 Pochyliłam się gdy wtem inna para rąk mnie wyręczyła. Wyprostowałam się jak struna, bo tym razem nie miałam omamów. Przybył Edward.
 - Cześć- Wykrzywił wargi w uśmiechu.
 - Cześć- odpowiedziałam mu na wpół przytomnie, bo wciąż patrzyłam na jego usta.
 Edward dostrzegł Jacoba. Pozbierałam się widząc jak dziwnym (mrocznym?) spojrzeniem go obdarzył.
 - Jacob to Edward. Edward to Jacob, mój właściwie stary przyjaciel.
 Jacob obdarzył mnie uśmiechem.
 - Skoro już pozwalasz sobie zarzucać mi brak seksapilu to na pewno jesteśmy znajomymi.
 Edward rzucił mi pytające spojrzenie i tym razem to ja się zarumieniłam.
 - Masz ochotę zatańczyć, Bello?- zapytał mnie znienacka
 Zmieszałam się. Z jednej strony marzyłam by znaleźć się w jego ramionach, ale z drugiej nie chciałam ośmieszać się publicznie z powodu brakiem jakiejkolwiek koordynacji.
 Spojrzenie, które mi rzucił rozwiało wszelkie wątpliwości.
 - Nie bój się. Obiecałem, ze będę cie pilnował.
 Zdziwiłam się jak dobrze mnie znał. Było to jednocześnie przerażające i fascynujące. 
 Spojrzałam na Jacoba. Wydawał się czuć zapomniany. Uśmiechnął się smutnawo.
 - Ja i tak już miałem iść więc...
 - Och, jaka szkoda- powiedziałam szczerze. Na prawdę polubiłam Indianina.  Było w nic coś takiego swojskiego co przypominało mi dom.
 - Tak, mnie też. Miło było cię znowu spotkać Bello.- Wyciągnął do mnie zwiniętą pięść. Przybiłam mu żółwika.
 - Ciebie też. Trzeba będzie to powtórzyć.
 Zerknął na Edwarda.
 - Koniecznie- powiedział po czym uśmiechnął się do mnie po raz ostatni, odwrócił się i wyszedł kuchennymi drzwiami.
 Odwróciłam się do Edwarda. Niestety jego mina nie świadczyła nic dobrego. -  - Wszystko ok?- spytałam go.
 Bezskutecznie spróbował zmienić wyraz twarzy.
 - Ten dzieciak mnie denerwuje- powiedział niemal obrażonym tonem dziecka.
 - Jacob nie jest dzieckiem- broniłam go.- Poza tym co on ci zrobił?
 Edward wzruszył ramionami.
 - Po prostu mnie denerwuje.
 Nagle uśmiechnął się z błyskiem w oku lustrując mnie od stóp do głów.
 - Czy ktoś ci już mów, że wyglądasz dziś wyjątkowo prześlicznie?
 Zmiękły mi kolana.
 - Jesteś pierwszy.- Po prawdzie to Mike powtarzał mi to z milion razy. Tylko ie tak miękkim głosem i tak na mnie nie patrząc.
 Edward złapał mnie za dłoń i pociągnął do pokoju gdzie wszyscy tańczyli.
 - Niestety wielu chłopaków myśli dokładnie tak samo jak ja, ale tego ci nie powiem, bo jestem zbyt zazdrosny.
 Roześmiałam się, bo to właśnie jego wszystkie dziewczyny pożerały wzrokiem. I muszę przyznać: czułam się zazdrosna.
 Niespodziewanie Edward okręcił mnie i przyciągnął do siebie. Serce zabiło mi szybciej. Zaczęliśmy się kołysać w tańcu. Bardzo starałam się nie nadepnąć mu na stopę.
 - Hej- odezwał się Edward do mojego ucha. Przeszedł mnie dreszcz.- Nie bój się. Trzymam cię.
 Spróbowałam się rozluźnić i wzięłam głęboki wdech. Mmm... Czyży Edward używał jakieś cudownej przyciągającej kobiety wody po goleniu? Bo momentalnie wtuliłam się w niego mocniej i położyłam głowę na jego ramieniu.
 Nie mam pojęcia ile przetańczyliśmy ani jaka piosenka leciała. Widziałam jedynie jego ramie odziane w jedwabny granatowy garnitur i półmrok sprawiający, że czułam się jakbyśmy byli sami. Tak więc po niewiadomej ilości czasu poczułam, że mięśnie Edwarda się napinają a on sam odsuwa się ode mnie. W pierwszym odruchu chciałam go mocniej przytrzymać, żeby się ode mnie nie oddalał, ale udało mi się go puścić.
 Zerknęłam na jego twarz. W tej ciemności mogłam jedynie dostrzec, że jego twarz z oszałamiająco urzekającej zmieniła się na niemal wściekłą. Patrzył ponad moim ramieniem. Obejrzałam się, ale w tym mroku nie wypatrzyłabym nic poza zasięgiem pół metra.
 Edward bez słowa podjął mnie pod ramię i poprowadził w stronę światła. Weszliśmy do salonu. Okna były szeroko otwarte, bo rzeczywiście w domu było okropnie gorąco. Edward poprowadził mnie do kanapy, na której usiadłam. Pochylił się nade mną . Jego ciemne oczy zajęły całą przestrzeń mojego widzenia.
 - Bardzo mi przykro, Bello, ale na chwilę muszę cię opuścić.
 Tępy uśmieszek, który zapewne zawsze miałam patrząc na niego spełzł z mojej twarzy.
 - Dlaczego?
 Milczał patrząc mi w oczy. Wyglądał jakby się nad czymś zastawiał. W końcu pokręcił głową.
 - Przepraszam, ale nie mogę powiedzieć. To na prawdę bardzo ważne. Proszę cię tylko o jedno.- dotknął mojego policzka a mój puls znowu skoczył.- Zostań tu, dopóki nie wrócę, dobrze?
 Wpatrywał się we mnie jakby próbując wymusić na mnie obietnice. Nie było to wcale takie trudne. Skinęłam głową, zdziwiona woja potulnością. Zahipnotyzował mnie jak nic.
 Jeszcze raz przejechał dłonią po moim policzku. Wstał płynnym ruchem i niemal od razu zniknął.
 Siedziałam chwilę nie wiedząc co właściwie się wydarzyło po czym opadłam na poduchy próbując złapać oddech.


_________________________________________________________________
 Do wcześniejszych rozdziałów odsyłam na starego bloga